2 pływaki związane sznurkiem, charakterystyczny żagiel w kształcie kleszczy kraba i krystalicznie czysta woda ze złocistym piaskiem. Raj ? Nie, to Polinezja. Raz do roku, w lipcu, namiastkę egzotycznych klimatów można poczuć na własnej skórze. Też tam byliśmy :)

5 zlot łodzi PROA

Temperatura Bałtyku (sprawdziliśmy na sobie) nijak ma się co prawda do blisko trzydziestu stopni, które bez problemu osiąga ocean spokojny w okolicach Hawajów. Woda, w położonym w okolicy Koszalina jeziorze Jamno, przypomina bardziej mocną kawę niż błękit wód w okolicach wyspy wielkanocnej, a i pogoda odstaje znacząco od standardów wyznaczanych przez klimat strefy równikowej. Nie przeszkadza to jednak miłośnikom łodzi polinezyjskich, którzy od 5 lat zjeżdżają z całej Polski i Niemiec by nad ciepłym inaczej Bałtykiem, choć przez chwilę poczuć się jak na egzotycznych wakacjach.

>> zobacz również: Pływałem na łodzi polinezyjskiej

Po ubiegłorocznym rekordzie frekwencji, gdy na wodzie, jednocześnie mijało się kilkanaście łodzi z charakterystycznym żaglem w kształcie kleszczy kraba, tegoroczny zlot był zdecydowanie bardziej kameralny. Wielu Toliwagów, z różnych przyczyn nie dało rady przyjechać na spotkanie lub przyjechało bez swoich łodzi. Zostali najbardziej wytrwali i doświadczeni. Janusz i Mateusz Ostrowscy przyjechali z najbardziej zaprawioną w morskich bojach łodzią Mata Pjoa. Wojtek Just z małżonką składali zwodowali swoją nową łódź, a Paweł Kowalski testował swoje Basoo, które po kilku przeróbkach i dołożeniu większego żagla zdecydowanie nabrało wigoru. Po raz kolejny przyjechał też Rito z Niemiec, wraz ze swoją wyścigową jednostką, spod hangaru „zleciał” napędzany paralotnią Nietoperz, którego okiełznać umie jedynie jego konstruktor – Krzysiu Mnich, a Wiki Wiki, która w Mielnie stacjonuje na co dzień, do pomostu dochodziła tylko na zmianę załogi.

Proa Pjoa

Brak pozostałych, polskich łodzi Proa nadrabiało coraz większe grono sympatyków i fascynatów. Dziadek Marian, jak sam mówił o sobie, przyjechał aż z Warszawy by przepłynąć się na Pjoa i zobaczyć pozostałe łodzie polinezyjskie w akcji. Waldek Nowicki zafascynowany Wiki Wiki zadeklarował się, że na następny zlot przyjedzie ze swoją łodzią, Stefan raczył nas opowieściami i dowcipami niemal do samego rana :) a Adam, próbował utopić i siebie, i Beth, czemu z niepokojem przyglądał się Robert Hoffman – armator jachtu.

Kajak Beth

Beth, mimo że do łodzi polinezyjskiej jej daleko, cieszyła się zainteresowaniem większości uczestników spotkania, ze mną na czele. To praktycznie kajak o wadze ok 40 kg z dołożonymi dwoma, gaflowymi żaglami. Wygląda niezwykle oryginalnie, ale muszę przyznać, że miałem dużo wątpliwości co do jego nautycznych zdolności. Do momentu gdy nie wsiadłem na jego pokład. Momentalnie zabrałem się z pierwszym podmuchem wiatru, a przy drugim, zdecydowanie mocniejszym szkwale, musiałem zacząć balastować. Po kilku chwilach i opanowaniu jednoczesnego balansu ciałem i operowania szotem bezana, który knagowany był na sterze, samego steru i szotów grota Beth była moja. Śmigała na falach doganiając bez problemu moją Wiki Wiki.

Wiki Wiki

 

Polskie łodzie polinezyjskie

W niedzielę, na wodzie były już wszystkie polskie łodzie polinezyjskie . Zrezygnowaliśmy z oficjalnej parady na rzecz całkowitej wolności i swobody pływań. Dzięki temu był czas na zmiany załóg i kilka rejsów turystycznych oraz na tradycyjną rybkę. Poza jedną zgubioną parą butów innych ofiar ani strat nie odnotowano, a przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo.

Do radosnego nastroju spotkania idealnie dopasowała się też i pogoda racząc nas słońcem oraz solidnym (szczególnie w sobotę) wiatrem. I jedynym tylko zgrzytem było podejście osób zarządzających aktualnie przystanią Politechniki Koszalińskiej.

Proa_pjoa_na_zlocie

 

Świeczka na trumnie klubu PK

Niestety, stara gwardia żeglarzy odeszła, a nowej nie widać. W tej chwili nie ma tu już za grosz atmosfery ani pomysłu na działalność klubu. Są ceny wyższe niż na komercyjnych campingach, które nijak mają się do oferowanego standardu, a za cel mające chyba odstraszenie wszelkich potencjalnie zainteresowanych. Zresztą skutecznie. Podczas gdy w sąsiednim klubie żeglarskim pomosty pękają w szwach, a życie żeglarskie tętni przez cały sezon, na Politechnice Koszalińskiej większość miejsc przy pomostach świeci pustkami, podobnie jak teren klubu.

Nie ma tu już gospodarza z prawdziwego zdarzenia, a aktualnemu zarządcy daleko do Jasia – wieloletniego bosmana czy nawet Maćka, który rok wcześniej „rządził” na przystani.

Proa

Efekt jest taki, że w przyszłym roku zlot definitywnie odpłynie z Koszalina, a informacje o specyficznie pojętej gościnności Politechniki Koszalińskiej już poszły w Polskę. Tylko mam dziwne wrażenie, że nikogo na przystani, w klubie i na samej Politechnice nie zmartwi to za bardzo. Wręcz przeciwnie. Im mniej się będzie działo przy pomostach, tym pewnie dla wielu osób lepiej. Można będzie z czystym sumieniem powiedzieć, że przecież w klubie już prawie nie ma żeglarzy, a doskonale położony teren przeznaczyć na inne cele. Podobno ambitne, zapewne bardziej komercyjne.

I tylko nie wiem czy już zapalić świeczkę na trumnie Jacht Klubu Politechniki Koszalińskiej, czy może reanimacja pacjenta przyniesie jeszcze jakieś rezultaty …

Proa_Wiki_wiki