– Zabierzcie go od nas !!! – przed hotelem spotkaliśmy znaną nam z samolotu sympatyczną parę, na oko dwudziestokilkulatków. Podczas gdy my, po kilkugodzinnym spacerze, powoli oswajaliśmy się z panującą dookoła atmosferą, młodzi, wyraźnie poruszeni, próbowali pozbyć się uśmiechniętego Beduina w białej galabiji, który nieustannie coś próbował im wytłumaczyć, gestykulując przy tym wyraziście.

 

MOHAMED – PRZEWODNIK Z AQABY

– What`s problem ? – zapytałem próbując udawać zdecydowanego. Arab, wyraźnie zadowolony tym, że ma nowego słuchacza prostym, ale i tak dużo lepszym niż mój angielskim zaczął teraz swoje wywody kierować bezpośrednio do mnie.
– Mam wycieczki, tanio, dokąd chcecie jechać ? Do Petry, a może na pustynie ? Ok, pojedziemy nurkować …
– Może jutro… Ok, umówmy się tu na jutro i postanowimy co dalej – próbowałem przerwać atakujący nas nieustannie potok słów, zachęt, czekających nas atrakcji i kwot jakie w wyjątkowej promocji mamy za nie zapłacić.

Równocześnie jednak z coraz większym zaciekawieniem spoglądałem na podtykane nam pod nos stare zeszyty, notesy i albumy zdjęciowe. Były tam pisane w różnych językach podziękowania, pozdrowienia i wspólne z „naszym” Arabem zdjęcia. To na plaży, to na wielbłądzie, a to znowu gdzieś na pustyni. Po następnych kilkunastu minutach i kilkukrotnym upewnieniu się, że będziemy płacić dopiero po powrocie i jak będziemy zadowoleni byliśmy umówieni na następny dzień na wycieczkę na pustynię. Trudno, raz się żyje. Pieniędzy nie stracimy, bo ich nie weźmiemy z hotelu, a Jordańczyk i jego zeszyty budził zaufanie. Intuicja podpowiadała chyba nam wszystkim, że będzie ok.

Tak właśnie poznaliśmy Mohameda. Przez następny tydzień nie odstępował nas na krok. Był zawsze przed hotelem, nieustannie pytał w czym może nam pomóc i czy czegoś nie potrzebujemy. Chcieliśmy nurkować – na drugi dzień przed hotelem czekały na nas taksówki. Chcieliśmy wyjechać do Petry – za moment już wiedzieliśmy jak dojechać, na co uważać i po chwili byliśmy umówieni z kierowcami. Nie przyzwyczajeni do takiej gościnności i „bezinteresowności”? próbowaliśmy porównać ceny od Mohameda z tymi, które dostalibyśmy samodzielnie. Ku naszemu zdziwieniu te, które dostawaliśmy my były dużo korzystniejsze, a próba wręczenia sowitego napiwku jako podziękowanie od naszej grupki spotkała się z żywym oburzeniem i stanowczą odmową.

 

Namiary na Mohameda jakby ktoś potrzebował pomocy w organizacji wycieczek z Aqaby:

  • Telefon do Mohameda: +96279942888
  • Znajdziecie go też na FB: Mohamed

 

Zakupy z Beduinem

Towarzystwo Jordańczyka pomagało w Aqabie załatwić wiele spraw szybciej, prościej i taniej. Idąc na zakupy ustaliliśmy szyfr. Jeśli cena albo jakość towaru będą odpowiednie Mohamed będzie się uśmiechał, jeśli zaś będzie przecierał ręką oko znaczy, że cenę można jeszcze targować albo w następnym sklepie znajdziemy towar lepszej jakości. Na pewno przy okazji na nas zarabiał i czasami prowadził do sklepu swoich znajomych, od których dostawał prowizję – z czegoś przecież musiał żyć. Natomiast robił to z takim wdziękiem, a i przy okazji był wyjątkowo pomocny, że nikomu to nie przeszkadzało. Pełna symbioza – zarabialiśmy wszyscy, bo bez niego i tak nie stargowalibyśmy cen do takiego poziomu, a pewnych artykułów pewnie nie znaleźlibyśmy w ogóle. Widząc nas z Beduinem nawet kelnerzy w lodziarni nakładali nam większe porcje.

jordania_mohamed2

 

JORDAŃSKA GOŚCINNOŚĆ

Często odwiedzaliśmy naszego Jordańczyka w sklepie jego brata na pogaduchy i kilka filiżanek pysznej, miętowej herbaty. Potrafiliśmy tam siedzieć na murku godzinami i obserwować życie na targu. Co jakiś czas robiliśmy też niewielkie zakupy, a częściej byliśmy obdarowywani jakąś drobnostką. Raz był to breloczek, innym razem płytą z miejscowymi przebojami, kolejnym kolczyki dla Pań. Interes kręcił się tam chyba tylko cenami przypraw, za które turyści, którzy nie mieli siły przebicia podczas targowania płacili jak za zboże. Chociaż, z drugiej strony cała procedura zakupów, targowania i samego pakowania przypraw, które na miejscu były smakowane, mielone i pakowane w gustowne woreczki była chyba tego warta. Żegnaliśmy się długo robiąc pamiątkowe zdjęcia we wszystkich możliwych konfiguracjach. Jedno z nich, powiększone, wklejone w ramy i okraszone naszymi podpisami, w podziękowaniu za niesamowite przyjęcie i całą atmosferę jakiej doświadczyliśmy zawisło na ścianie sklepu. Jak będziecie w okolicy nie zapomnijcie proszę sprawdzić czy nadal tam jest. My, wyjeżdżając obiecaliśmy, że wkrótce tam wrócimy. I słowa dotrzymamy …