Była noc. Księżyc i cisza. On i Ona. On powiedział: – Tak? Ona powiedziała: – Nie. Minęły lata. I znów noc, księżyc i cisza. On i Ona. Ona powiedziała: – Tak? On powiedział: – Tak. Ale lata już były nie te…

Wypijmy za to, byśmy wszystko w życiu robili w porę!

– O, to był bardzo ładny toast – pomyślałem leżąc na polskiej kanapie i wspominając kaukaskie krajobrazy.

Dzięki temu, że w porę przyjechaliśmy do Gruzji traktowani byliśmy częściej jak goście niż turyści. W odpowiednim momencie trafiliśmy również do Kachetii – gruzińskiej stolicy wina i mogliśmy wspólnie z Alikiem oraz jego najbliższymi brać udział w suprze oraz poznawać miejscowe zwyczaje.

W gruzińkiej winnicy

Bo supra, wbrew obiegowym opiniom, nie jest zwykłą ucztą. Supra rządzi się swoimi prawami, których należy przestrzegać.

 

Najważniejszy jest Tamada

To on obserwuje gości i decyduje kiedy oraz jak często można wypić by nie upić za szybko towarzystwa. Jeśli uzna, że to już ten czas rozpoczyna toast. W Gruzji może on trwać nawet kilka minut i bywa oratorskim popisem tamady. Dobrze wzniesiony powoduje, że łezka potrafi zakręcić się w oku największego nawet twardziela. Czasami ze wzruszenia, innym razem ze śmiechu.

 

Dawno, dawno temu zebrały się wszystkie cząstki ludzkiego ducha. Szaleństwo zaproponowało zabawę w chowanego. – Ja szukam, a wy się chowacie – powiedziało do pozostałych. Lenistwo ukryło się najbliżej. Prawda postanowiła wcale się nie chować, bo i tak długo nie pozostałaby w ukryciu. Piękno skryło się w tęczy; wolność – w podmuchu wiatru. Wiara znalazła kryjówkę pomiędzy obłokami na niebie, a Rozsądek – mocno, głęboko wczepił się w ziemię. Dobroć wszystkim ustępowała miejsca, tak że zamiast niej w ludzkich oczach ukryła się Zazdrość. To jednak Miłość najdłużej szukała dla siebie miejsca. Gdy już prawie wszystkie kryjówki były zajęte, wypatrzyła bujny różany krzew, w którym się schowała. Szaleństwo odnajdywało kolejne kryjówki. Kiedy podeszło do różanego krzewu, tak gwałtownie rozchyliło cierniste gałązki, że kolce róży wbiły się Miłości w oczy. Od tego momentu ślepa Miłość idzie przez świat wiedziona przez Szaleństwo. Przyjaciele – pijmy za miłość! Niech trwa.

 

Dopiero po takiej przemowie można życzyć sobie zdrowia, co po gruzińsku wymawia się jako gaumardżos i wypić. Zazwyczaj do dna.

– Po pół to może pić chory, kobieta w ciąży lub kierowca – usłyszałem od jednego z gospodarzy po tym jak nie dokończyłem swojej szklanki. Jakby nie patrzeć nie zaliczałem się do żadnej z wymienionych grup więc szybko dopiłem to, co zostało.

– W Gruzji nie pijemy pomiędzy toastami – oberwało mi się po raz drugi – Jeśli komuś zostało jednak coś w kieliszku to należy mu dolać. Tak, by naczynie zawsze było pełne – cierpliwie uzupełniał moją wiedzę. Po czym wzniósł kolejny toast.

 

Dziewczyna szła wieczorem ulicą i usłyszała za sobą kroki. Obejrzała się, zobaczyła przystojnego chłopaka. Obejrzała się drugi raz, chłopak wciąż szedł za nią. Uznała, ze warto na niego poczekać. Obejrzała się po raz trzeci – chłopaka już nie było… Wypijmy za to, by pracownicy kanalizacji miejskiej nie zapominali zamykać studzienek!

 

Przy następnych opowieściach już się nie ociągałem, brałem przykład z miejscowych i piłem do końca. A rano … ? Obudziłem się, o dziwo, bez bólu głowy.

Supra to po gruzińsku uczta

– Widzisz – rzekł Alik – U nas wszystko jest naturalne, bez ulepszaczy. Po naszym winie nie ma się kaca – dodał ze śmiechem pokazując nam kwewri – gliniany dzban, w którym przechowywał swoje alkoholowe zapasy. Po chwili na stole pojawiło się śniadanie, karafka rubinowego Alazani i misa dorodnych winogron, które zerwaliśmy dzień wcześniej z Alikowej winnicy

– Najssslodsse jakie jadłem – wysepleniłem, przeżuwając kolejną kiść
– To dlatego nasze wina są najlepsze na świecie ale prawdziwie słodkie będą dopiero za dwa tygodnie. Wówczas zaczniemy zbiór. Z pięćset litrów zostawię na własne potrzeby, resztę znajdziesz w sklepach – skomentował z dumą podnosząc kielich.

 

W upalny letni dzień szedł droga pewien mężczyzna. Żar lal się z nieba, wiec postanowił się wykąpać w pobliskim strumieniu. Zdjął ubranie, położył na brzegu, kapelusz powiesił na krzaku i nago wskoczył do wody. Kiedy już się ochłodził, z przerażeniem spostrzegł, że ubranie zniknęło, a z całego odzienia pozostał mu tylko kapelusz. I właśnie w tej chwili na ścieżce za krzakiem ukazała się piękna dziewczyna. Trzymając kapelusz oburącz, ledwo nim zdołał przykryć swa męskość, gdy dziewczyna zbliżyła się do niego i patrząc mu głęboko w oczy, słodko rzekła: – Podaj mi prawą rękę. Chłopak podał. – Podaj mi swoją lewą rękę. Chłopak podał. A teraz wypijmy za te siłę, która podtrzymywała kapelusz!

 

Czacza na niedźwiedzie

Toasty można też wznosić czaczą – gruzińskim samogonem pędzonym z winogronowych wytłoczyn. Mocnym jak paliwo rakietowe, potrafiącym powalić nawet niedźwiedzia.

– Przywiozłem tu kiedyś 5 takich „gierojów” z Polski – opowiadał nam Toma, kierowca gruzińskiej taksówki, pokazując na mijane zabudowania. – Chcieli popróbować czaczy to zaprosiliśmy ich do stołu. Wypili pięć karafek, zapijając wódką. – My Poljaki – mówili – mocne mamy głowy. Na drugi dzień przyjechałem sprawdzić czy żyją. Żyli, ale w południe nadal jeszcze w ogrodzie spali. A wy próbowaliście ?

– Okazji nie było – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, bo mimo, że już ze 2 tygodnie wędrowaliśmy po Gruzji to jak dotąd nie było nam dane spróbować słynnego, kaukaskiego trunku.

– Niemożliwe – pokiwał głową z niedowierzaniem i kilka godzin później, na pożegnanie wcisnął mi pod pachę dwie butelki ze słowami: – Wypijcie w domu, z przyjaciółmi i powiedzcie wszystkim, że w Gruzji nie jest niebezpiecznie. Tu dużo dobrych ludzi żyje, którzy czekają na turystów więc przekażcie by do nas przyjeżdżali.

 

Nie bądźmy osłami …

Ostatniego dnia pobytu w Gruzji postanowiliśmy pożegnać się ze wszystkimi w naszej ulubionej restauracji w Tbilisi.

– Butelkę wody poproszę
– Wody ? – Dawid, nasz gruziński znajomy, z którym siedzieliśmy przy stoliku, spojrzał na mnie jakbym przed chwilą dał mu w twarz – Posłuchaj no …

 

Idzie sobie osioł przez pustynię…spragniony i wyczerpany ujrzał dwie beczki. W jednej była woda a w drugim wino. Po długim namyśle napił się wody… Wypijmy za to byśmy nie byli osłami i pili wino.

 

Kończąc toast podniósł kieliszki, sprytnym ruchem dłoni szybko zamówił jeszcze dwie karafki i kontynuował opowieść. O niedawnej wojnie, o tym jak wracał na linię frontu by odnaleźć swoją rodzinę, o obozach dla uchodźców z Abchazji i o tym jak się czuli kiedy wojska rosyjskie stanęły u wrót ich stolicy.

– Zabrali nam Osetię, zabrali Abchazję, ale do Tbilisi nigdy nie wejdą – mówił z olbrzymim przekonaniem. – Musieliby pokonać 1,5 mln ludzi, którzy prędzej by zginęli, niż wpuścili do miasta … – Nie weszliby do Tbilisi – dodał po chwili namysłu – Chyba, że po naszych trupach …

– Ale nie mówmy już o smutnych rzeczach. Teraz trzeba się bawić – zawołał ciągnąc nas wszystkich na parkiet, na którym w ramach przyjaźni pomiędzy narodami didżej puścił właśnie piosenkę Piotra Rubika. Jedyną jaką posiadał w swoich zbiorach, śpiewaną po polsku. I niech sobie inni mówią, że to nie jest miłość. Ja tam kocham Gruzję na zabój – uzupełniłem po swojemu tekst piosenki.

 

… i wypijmy za Sakartwelo

Po powrocie do Polski, wiele razy zastanawialiśmy się jakim cudem zdążyliśmy tego dnia na samolot. Widocznie pewne rzeczy po prostu się dzieją same. Przy pięknej, gruzińskiej muzyce otworzyliśmy drugą z butelek otrzymanych od taksówkarza z Gori i wypiliśmy.

pożegnanie z GruzjąPożegnanie z Gruzją …;-) Zaczęło się w winiarni, przeniosło do restauracji, a skończyło na ulicy i do dziś nie wiem jakim cudem nie zaspaliśmy na samolot :-)

Za Gruzję, żeby w najbliższych latach miała więcej szczęścia. By nie targały nią już więcej wojny i niepokoje. Za zmiany, których oczekują Gruzini, rozwój gospodarczy oraz stabilizację polityczną i za mieszkańców. Żeby w trakcie przekształceń nie zapomnieli jak cieszyć się spotkania z drugim człowiekiem, nie zgubili wielotysięcznej tradycji supry oraz swojej niezwykłej radości z życia, gościnności i chęci do zabawy.

No i za nas samych. Żebyśmy w porę zdążyli zrealizować wszystkie nasze plany i podróże …

Gaumardżos !

 

Tekst ukazał się również w magazynie MM Trendy